Inspiracje

Mój perfekcyjny świat: Instagram i pierwsza sesja foto.

Minął ponad miesiąc, odkąd zaczęłam prowadzić ten blog. Jeden miesiąc i kilka wpisów to zdecydowanie za mało na podsumowanie, jednak po tym czasie kilka refleksji nasuwa mi się na myśl. Pierwszą z nich jest Instagram, a raczej moje konto na nim: @spodnicazliceum. Jest jak bluszcz, który rozprzestrzenia się w błyskawicznym tempie, wysysając energię potrzebną na pisanie. Jak do tego doszło? I czy naprawdę jest mi z tym źle?

Gdy zakładałam blog, nie miałam ani sprecyzowanych planów, ani jasno określonego celu.

Wiedziałam tylko, że chcę pisać. Właściwie najpierw był tekst o botkach i spódnicy, sam blog powstał kilka miesięcy później. Z otwarciem bloga zwlekałam, zniechęcały mnie kwestie techniczne. Wszystko, co tu widzicie, od logo po układ strony, wypracowałam sama, metodą prób i błędów. Wymagało to ode mnie wgłębienia się w kwestie, które nigdy mnie nie interesowały, ale, z lepszym bądź gorszym skutkiem, udało mi się przez nie przebrnąć.

No dobrze, blog już jest, ale co dalej?

Dużo wiedzy w kwestiach technicznych czerpałam z bloga zenmarketing.pl – jeśli ktoś z Was myśli o własnym miejscu w internecie, bardzo polecam. Jednak nie o tym teraz chciałam. Jedno zdanie, które tam wyczytałam, zapadło mi mocno w pamięć. Otwarcie bloga zostało tam porównane do organizowania kiermaszu w środku lasu – nikt o nim nie wie i nikogo on nie interesuje. No tak, mało kusząca perspektywa. Oczywiście zawsze pozostaje nam wierne grono czytelników w postaci rodziny i przyjaciół, jednak miło by było, gdyby blog docenił też ktoś bardziej bezstronny… Jak takiego kogoś znaleźć? Jak do niego dotrzeć?

To pytanie nie zaprzątało mi głowy jakoś specjalnie długo.

Nie dlatego, że znam odpowiedź na wszystkie pytania. Po prostu nie miałam czasu ani energii na skomplikowane czy, mówiąc ściślej, na jakiekolwiek strategie marketingowe. Blog to jest coś, co robię obok pracy na etacie i życia rodzinnego z dwójką małych dzieci. Potrzebowałam czegoś prostego i efektywnego. Czy takie się okazało w rzeczywistości, to już osobna kwestia…

Mój wybór padł na Instagram.

Założenie konta na Instagramie wydawało mi się zdecydowanie najprostsze. Już od jakiegoś czasu używałam aplikacji w celach prywatnych, głównie jako bierny obserwator, i zdążyłam się przekonać, że może to być bardzo wciągające i użyteczne narzędzie.

Ale siedzieć sobie cichutko i oglądać cudze zdjęcia i komentarze to jedno, a publikować i aktywnie uczestniczyć w wirtualnej rzeczywistości, to drugie.

Zwłaszcza, gdy każdy najmniejszy wpis to wyjście poza swoją strefę komfortu. Zwłaszcza, że Instagram to nieustający plebiscyt popularności, gdzie wartość wpisów mierzona jest liczbą czerwonych serduszek. Łatwo popaść w samozachwyt lub odwrotnie…

Zdjęcie: Prateek Katyal dla Unsplash

 

Tak dochodzę do paradoksu: chciałam pisać, a tymczasem biorę udział w wyścigu na najładniejsze zdjęcie.

Wszak Instagram kocha fotografię, grafikę i wszystko to, co człowiek ogarnia jednym spojrzeniem w ekran smartfona, kiedy to podejmuje szybką decyzję: lubię to, lub nie lubię… Z drugiej strony skłamałabym, gdybym powiedziała, że robienie zdjęć to dla mnie przykry obowiązek. Wręcz przeciwnie, wymyślanie ujęć i kompozycji, a nawet prosta obróbka graficzna sprawia mi wiele frajdy, jednak brakuje mi wiedzy i umiejętności technicznych, nigdy nie chodziłam na żaden kurs fotografii, nie jestem też samorodnym talentem. Krótko mówiąc, nie jest to dziedzina, w której jestem najlepsza. Są lepsi.

Postanowiłam więc sprawić sobie profesjonalną sesję zdjęciową.

Mówiąc „profesjonalną” – mam na myśli profesjonalistkę za obiektywem aparatu. Nie towarzyszył nam bowiem sztab zawodowców z dziedziny makijażu, fryzjerstwa, czy oświetlenia. Tylko moja skromna osoba i Magda ze Studio Pomelo Fotografia – niezwykle kreatywna dziewczyna, która od razu zrozumiała, że nie oczekuję kolejnych rozmarzonych portretów wśród majowych kwiatów, jakich teraz pełno na Instagramie i nie tylko. Wyszło tak, jak miało wyjść (a nawet lepiej!): kolorowo, geometrycznie, z pazurem. Zobaczcie sami.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rolę główną w tej sesji dostał szałowy sweter vintage…

Upolowany na vinted.pl u sprzedającej Rufusnightjare. Co ciekawe, sweter przyjechał do paczkomatu dokładnie tego dnia, kiedy miała się odbyć sesja, tj. 3 maja! Bardzo zależało mi na włączeniu go do sesji, ale nie miałam na to wielkiej nadziei, myślałam, że długi weekend majowy pokrzyżuje mi plany, a tu taka niespodzianka. Po prostu był mi pisany 🙂

Sweter jest nie tylko kolorowy i przykuwający uwagę, ale też świetny jakościowo.

Wyprodukowany w Szwecji, skład to 80% bawełna, 20% modal, miękki i ciepły. Przywodzi mi na myśl czasy podstawówki – miałam wtedy bardzo podobny i, z tego co się zorientowałam, wiele z nas, obecnych trzydziestolatków, ma jakieś wspomnienia związane z tego typu swetrami. Ja nosiłam go wówczas do welurowych legginsów. Teraz dobrałam do niego czarne spodnie z H&M sprzed kilku lat, białe trampki, ceramiczne kolczyki kalmary od Trzask Ceramics oraz skórzaną nerkę, którą kupiłam dawno temu w lumpeksie. Na niektórych zdjęciach możecie też zobaczyć czarny lniany płaszcz z dwoma rzędami guzików i pagonami, również z vinted.pl. Wszystko to dobrane w dużym pośpiechu. W końcu sweter zaskoczył mnie nieco swoją obecnością, nie wiedziałam też, jak będzie leżał i czy się w ogóle „nada”. Ale udało się go włączyć do sesji, co bardzo mnie cieszy. Jestem naprawdę zadowolona z efektu.

Blog o modzie wymaga atrakcyjnej oprawy graficznej.

To pewne. Nie zamierzam jednak rezygnować z przydługich opisów na Instagramie. Ani z wpisów na blogu, rzecz jasna. Cieszę się, że wynikiem sesji są fotografie, na których wyglądam jak ja, na których widać mój charakter, w czym ogromna zasługa Magdy. Mam materiał zdjęciowy na kilka najbliższych postów. Materiał zdjęciowy, który mogę dopełnić tekstem. I mam nadzieję, że znajdą się tacy, którzy zechcą przeczytać historie, kryjące się za każdą z fotografii.

Na koniec jeszcze mały wtręt muzyczny.

Ostatnio namiętnie słucham najnowszej płyty Fisz Emade Tworzywo pod tytułem „Radar”. Jest tam piosenka „Sweter”, bardzo wpadająca w ucho. I gdy tak jej słucham, zastanawiam się, czy to o moim swetrze? Czy o życiu na Instagramie?

„(…)

To jest mój perfekcyjny świat
Nie ma w nim pęknięć ani wad
Mój sweter jest różowy
Mój sweter jest kultowy
Mój perfekcyjny świat

Dotknij perfekcyjny świat
I widzisz, kończysz tak jak ja
Mój świat jest kolorowy
Mój świat jest luksusowy
Jestem tu ja, ja, ja, ja, ja

Chodź i dotknij teraz
Perfekcyjny świat
Chodź i dotknij teraz
Ja, ja, ja, ja, ja, ja, ja

I zdjęcie teraz, jak ładnie patrzę
Gdy jadę windą na sam dół
Może do piekła, już nie dbam o to
Koszula opina syty brzuch

(…)”

Z resztą, posłuchajcie sami (choć dużo bardziej polecam wersje studyjną):

4 komentarze

  • magellanka.pl

    Cześć Asiu! Dzięki za ten wpis! Do niedawna nie doceniałam Insta i to była raczej moja ignorancja, bo chociaż bywa czasochłonny, to okazał się dla mnie i mojego bloga ostatnimi czasy b.inspirujący. Poza tym wydaje mi się, że dużą jego zaletą jest szybkość docierania do odbiorcy: zdjęcie, hashtag. Może wielkie uproszczenia, ale tak trochę funkcjonuje świat – krótkie komunikaty, obraz gdzieś w przelocie. 🙂 Sesję oceniam bardzo pozytywnie! I właśnie zaczęłam obserwować Cię na instagramie. 🙂

    • Joanna

      Hej Aniu! Tak, zauważyłam, że ostatnio u mnie zagościłaś – bardzo się cieszę i dziękuję 🙂 Zgodzę sią z Tobą co do natury instagrama – w świecie, w którym z każdej strony zalewa nas natłok informacji, jest to taka wizytówka w pigułce – na pewno warto jej nie zaniedbywać. Poza tym można nawiązać kontakt z osobami o podobnych zainteresowaniach, podobnym spojrzeniu na świat. Jak ze wszystkim – najtrudniej zachować balans, bo wirtualna rzeczywistość bywa bardziej nęcąca niż zwykła codzienność. Pozdrawiam serdecznie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *